Dine in the Dark - już w Gdańsku - Hantle na talerzu
Blog o treningu ciała, twarzy, diecie, naturalnych lekach i kosmetykach, tworzony przez parę trenerów

Dine in the Dark – już w Gdańsku

Kilka dni temu mieliśmy przyjemność uczestniczyć w niezwykłym wydarzeniu. Zaproszono nas do meksykańskiej restauracji El Passo, Gdańsk Oliwa (ul. Stary Rynek 7) na generalną próbę Kolacji w Ciemności. Serdecznie dziękujemy za poszerzenie naszych kulinarnych horyzontów. Polecamy gorąco każdemu. Zapraszamy do przeczytania naszej relacji…

krzysztof-121

Kolacja w ciemności przenosi nas w inny wymiar kulinarnych doznań. Uświadamia nam, jak ważne są wszystkie pozostałe zmysły, gdy wzrok śpi. Mamy okazję kosztować i delektować się każdym kęsem. Wyobraźnia płata nam figle i mimo że danie nam smakuje, nie wiemy dokładnie, co leży na talerzu.

„Dine in the Dark” jest międzynarodowym projektem, w którym udział biorą: Litwa, Łotwa, Estonia, Finlandia, a także Polska. Eventy odbywają się w wybranych restauracjach w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Katowicach a także od niedawna w naszym ukochanym Trójmieście. El Paso to jedyne miejsce w północnej Polsce, gdzie można przeżyć wyjątkową kulinarną przygodę. Ciekawe jest to, że przebieg kolacji wszędzie jest taki sam, ponieważ utrzymywane są wysokie standardy obsługi klienta. Większość elementów eventu jest  stałych i jasno określonych. Kolację różnią się oczywiście menu oraz wnętrzem. Więcej informacji można znaleźć na stronie oficjalnej: Dine in the Dark.

Jak przebiegła nasz kolacja w ciemności? Nie będziemy zdradzać wszystkich szczegółów, aby nie psuć Wam niespodzianki, ale uchylimy rąbka tajemnicy. Według nas to ciekawa przygoda, zabawa ze zmysłami, która pozwala spojrzeć na świat z innej perspektywy, ale także pomaga lepiej zrozumieć osoby niewidome. Wszystko smakuje inaczej.

Od samego początku atmosfera w El Paso była niezwykła. Przedstawiono nam zasady spotkania. Musieliśmy całkowicie wyłączyć telefony komórkowe i zdjąć biżuterię z elementami fluorescencyjnymi. Dobrym pomysłem okazało się też skorzystanie z toalety „na zapas” i dokładne umycie rąk.

Wchodząc na salę mogliśmy wybrać rodzaj menu: rybne, mięsne lub wegetariańskie oraz zdecydować, co będziemy pić: wodę, drinki bezalkoholowe, soki czy wino. Wszystko inne było zagadką. Znajdowaliśmy się w restauracji meksykańskiej, więc nastawiliśmy się na pikantne i wyraziste potrawy. Zapytałam z trwogą przed wejściem: „Czy będą ślimaki?”. Zamiast odpowiedzi dostałam tajemniczy uśmiech. No tak, sama muszę zgadnąć, co jem…

Kelnerki po kolei wprowadzały gości, po jednej osobie. Trzeba było jedynie uważnie słuchać ich wskazówek i wykonywać polecenia. Po pokonaniu podwójnych ciężkich zasłon, krok po kroku wkraczaliśmy w głąb pomieszczenia. Nigdzie nie było ani jednej szparki, ani jednej wiązki światła. Istne egipskie ciemności. Nie wiadomo czy oczy otworzyć czy zamknąć, bo wychodziło na to samo.

Przez kilka pierwszych minut czuliśmy się nieswojo, lekko zdenerwowani, trochę  zdezorientowani, ale przede wszystkim bardzo ciekawi: „Co będzie dalej?”. Zaburzona orientacja w przestrzeni, zniekształcona percepcja oraz wyobraźnia podsuwająca różne scenariusze. Nie chciałam tego, ale przypomniały mi się sceny z horrorów, a przez chwilę wkręciłam sobie, że my sami będziemy daniem głównym. Zabawne! Tak poważnie, najtrudniejsze dla mnie było czekanie, aż kelnerki wprowadzą wszystkich gości: 20 kilka osób. Siedzieliśmy przy stolikach parami, a mimo wszystko można było się poczuć samotnym i zagubionym. Gdy obok siedziała bliska osoba, można było porozmawiać, ale atmosfera była tak intrygująca i tajemnicza, że pierwsze minuty przesiedzieliśmy w milczeniu, wsłuchując się sami w siebie.  Trzeba było przyzwyczaić się do nowych okoliczności.

Tajemniczy Głos

Tajemniczy Głos

Na szczęście podczas kolacji towarzyszył nam tajemniczy Pan Głos – mistrz ceremonii. Tłumaczył jak się zachowywać, podpowiadał gdzie są sztućce, talerze i szklanki, wprowadzał też elementy rozrywkowe i rozmawiał z nami podczas oczekiwania na kolejne potrawy. Do czasu aż przyniesiono napoje, ręce musieliśmy trzymać grzecznie na kolanach. „Można na innych niż własne?” – zażartował ktoś z sali 🙂 „Można” – padła odpowiedź,  „Ale proszę pamiętać, że kelnerki wszystko widzą i z góry dziękują za dodatkowe atrakcje wizualne”.  Śmiech słychać było z każdej strony. Ciekawe co tam się działo… 🙂

W tym miejscu należy zaznaczyć, że kelnerki widziały w ciemności, dlatego mogły nas wprowadzić bezkolizyjnie na salę, a następnie serwować poszczególne dania. Nie zdradzimy jednak ich sposobu – domyślcie się, poszukajcie odpowiedzi lub przekonajcie się sami… Byliśmy pod wrażeniem profesjonalizmu i sprytu, zwłaszcza że to była „tylko” próba generalna i dziewczyny trochę się denerwowały. Według nas niepotrzebnie, bo wypadły rewelacyjnie. Były szybkie, pomocne, bezszelestne. Godne podziwu !

Zmysły

Zmysły

W ciemności wyostrzył się słuch i węch, a smak często płatał figle. Wszystko było inne niż się wydawało. Zgadywankom i wyliczankom nie było końca. Co chwilę słychać było z różnych stron sali: „Kurczak!”, „Wołowina?!”, „Dzik?”. Najpierw była przystawka, potem danie główne oraz deser. Okazało się, że sztućce były zbędne. Uruchomiły się instynkty pierwotne. Pojawiły się problemy typu: nadziać na widelec, złapać w palce, czy wylizać prosto z talerza? Wszytko było przepyszne, więc żal zostawiać.

Po kolacji personel pomógł nam bezpiecznie i powoli wybudzić nasze oczy „ze snu”. Najpierw dostaliśmy małe naświetlone elementy fluorescencyjne do wpatrywania się, potem zapalone świeczki a na koniec dopiero włączono światła. Jakie było nasze zdziwienie, gdy zobaczyliśmy pomieszczenie. Każdy inaczej je sobie wyobrażał. Ujawnił się także Pan Głos i …wcale nie był Conchitą Wurst – jak ktoś beztrosko zażartował podczas kolacji. Kolejnym zaskoczeniem był fakt, że spędziliśmy w ciemności prawie 2 godziny. Wydawało nam się, że minęła zaledwie godzina z hakiem.

Czas

Czas goni nas

Warto czasami schować zegarek, wyłączyć telefon i odciąć się od świata zewnętrznego. Całkowicie. Tylko my, sami ze sobą. Żadnego facebooka, Twittera czy Instagramu. Brak możliwości zrobienia słodkiego „selfie” i podzielenia się wrażeniami na gorąco z oczekującą niecierpliwie społecznością…  Bezcenne doświadczenie.

W końcu nastąpił gwóźdź programu: nadszedł czas, aby rozwiązać najważniejszą zagadkę kulinarną. Szef kuchni pokazał nam i opisał po kolei wszystkie potrawy wieczoru. Wiele smaków udało się nam rozpoznać, na przykład owoce z przystawki, ale danie główne i deser sprawiły nam niespodziankę. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że wzrok jest aż tak istotny podczas jedzenia. Mieliśmy okazję kosztować specjałów meksykańskich już wcześniej, podczas tradycyjnego obiadu, a mimo wszystko ekipie El Paso udało się nas zaskoczyć i rozpieścić nowymi smakami.

Opuściliśmy restaurację najedzeni, zadowoleni, zrelaksowani. Czego chcieć więcej? Dine in the Dark może być ekskluzywnym prezentem dla każdego: jako romantyczna kolacja we dwoje, spotkanie przyjacielskie lub biznesowe. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie nawiązali do zdrowego trybu życia. Warto zaplanować kolację wcześniej i potraktować ją jako Cheat Meal (czyt. oszukany posiłek, nagroda za cały tydzień trzymania diety). Dla takiej uczty i nowego doświadczenia warto zapomnieć na chwilę o liczeniu kalorii.

Życzymy wszystkim – smacznego !

Ps. Ślimaków nie było 😀

Akimoon & Robert

ntarzy

  1. Edyta Edyta
    28 lipca 2015    

    Przepiękna relacja…… Dziękuję :-****

  2. admin admin
    29 lipca 2015    

    Nie ma za co. To my raz jeszcze dziękujemy za przepyszne doznania 🙂 Jesteśmy pewni, że przedsięwzięcie odniesie sukces.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Blogi miejskie porady-kulinarne genis.pl

Kategorie wpisów

Archiwum artykułów